Spałem jak suseł. Obudził mnie dopiero budzik nastawiony na 7.30. Oszołomiony jeszcze po pobudce, zacząłem zastanawiać się, co mi tak szura po namiocie? Deszcz nie jest to na pewno. Jedną ręką rozsunąłem suwak śpiwora, lekko uchyliłem wejście do namiotu, aby sprawdzić co się dzieje na zewnątrz. Nie mogłem uwierzyć, gdy moim oczom ukazały się wielkie płaty śniegu, powoli opadające na zieloną już trawę.
- Przeczekam to. – Pomyślałem. – Za chwilę przestanie padać, poczekam aż namiot się wysuszy, przecież nie będę składał mokrego. W takim wypadku, idę spać w dalszym ciągu.
Obudziłem się koło 10.00. Mój namiot nie jest duży, ale miałem wrażenie, że zrobił się jeszcze mniejszy niż zwykle. Ponadto było jakoś dziwnie ciemno i, co ciekawe, ciepło.
Otworzyłem wejście do sypialni, potem główne, jednocześnie wychylając głowę na zewnątrz.
Łup! Na moją głowę zsunęła się cała hałda śniegu, z wierzchołka namiotu. To była pobudka definitywna. Doznałem szoku. Zasypiałem w namiocie, a obudziłem się w igloo. Kompletnie nie byłem przygotowany na taką pogodę. Po śniadaniu, założyłem na siebie wszystko co miałem najcieplejszego. Potem przystąpiłem do składania namiotu.
Co zgarnąłem śnieg z jednej strony, to z drugiej napadało. Syzyfowa praca. Ostatecznie namiot schowałem razem z kupą śniegu. Cóż, nie miałem wyjścia.
Pozostawał jeszcze tylko jeden kłopot. Nici z moich planów - taką pogodę nie będę szedł przez góry. Tylko jak się teraz z tych Bielic wydostać? Dziś trzeci maja, nic nie jeździ… jest kłopot.
Na całe szczęście nie ja jeden wracałem z majówki! Okazało się, że znajomi moich gospodarzy wracają do domu i mogą mnie podrzucić do Stronia. Tak więc zabrałem się z nimi.